Rano dużo rozmyślałem o szczeniakach.
- ,, Muszę zdobyć nieśmiertelność''- myślałem. Więc nocą wybiegłem z jaskini, szukając jabłka magii. Powiedział mi o nim ojciec. Więc pomyślałem, że go znajdę. Biegłem długo. Po drodze zachciało mi się pić. Ujrzałem piękne źródełko. Napiłem się i pobiegłem w dalszą podróż, wiedziałem, że muszę wrócić rano. W pewnej chwili o coś uderzyłem. Był to wielki głaz. Próbowałem go ominąć, ale jakaś niewidzialna ściana. - Jak to ominąć?- mówiłem do siebie. - Musisz to przeskoczyć - usłyszałem głos innego wilka. Spojrzałem na niego to był mały wilczek. - Dziękuję - powiedziałem do szczeniaczka - Jak się nazywasz? - Jestem Rico. - Miło Cię poznać, gdzie są Twoi rodzice? Popatrzał na mnie żałośnie i powiedział: - Nie żyją. Żal mi było Rico. Współczułem mu, bo moi rodzice też nie żyją. - A gdzie jest Twoja wataha? - Też zginęli, zostałem tylko ja - powiedział Rico ze łzami w oczach. - Poczekaj - powiedziałem. Przeskoczyłem przez niewidzialny mur i zerwałem jabłka dla mnie i dla Alex. - Ty też chcesz ? - zapytałem. - Nie - odpowiedział Rico. Gdy z powrotem przeskoczyłem podziękowałem Rico i poszedłem w stronę watahy. Naglę pomyślałem o biednym wilczku. Wróciłem do niego i powiedziałem: - Chodź ze mną! - Naprawdę mogę?! - Tak, chodźmy! Razem wróciliśmy do watahy jeszcze przed świtem. - Chodźmy do jaskini - powiedziałem, prowadząc Rico. Alex czekała na mnie, bo skapnęła się, że mnie nie ma. Dałem jej jabłko i opowiedziałem o Rico. Rano pobiegłem do Bejli i zapytałem czy Rico może zostać.
< Bejla, dokończysz? >
|
|