Pewnego
dnia poszłam z mamą i z Shan na spacer. Mama pozwoliła nam się
pobawić w większych zaroślach. Szłam sobie i bawiłam się że
właśnie skradam się żeby zabić ofiarę, nagle coś poruszyło
się niedaleko mnie, zobaczyłam ogon. Ale to nie była Shan. Ten
ogon był raczej czarny, a nie niebiesko – biały. Zaczęłam się
skradać w stronę tego czegoś co tam musiało być. Nagle to coś
się obróciło i przewróciło mnie. To był jakiś szczeniak. Kiedy
zobaczył że także jestem szczeniakiem szybko ze mnie zeszedł, a
ja wstałam i otrzepałam się.
-
Cześć! Jak się nazywasz? Ja jestem Flija – przedstawiłam się
-
A ja Reventu – odpowiedział. Przyjrzałam mu się. Miał skrzydła
tak jak ja
-
Umiesz latać? - zapytałam i trochę rozłożyłam swoje skrzydła
żeby je na pewno zobaczył – Ja już prawie – dodałam
<
Reventu? >