Tego
dnia obudziłam się w jaskini sama. Nie wiedziałam gdzie podziała
się moja mama i Shan. Pomyślałam że może poszły na polowanie
albo coś, ale dlaczego mi nie powiedziały? Może nie chciały mnie
budzić – myślałam. Cały dzień siedziałam w jaskini i w jej
okolicy czekając na nie. Po południu upolowałam sobie królika bo
byłam głodna. Gdy zachodziło słońce dalej ich nie było. W nocy
leżałam w jaskini i płakałam. Gdzie one się podziały, czemu nic
nie powiedziały gdzie idą, czemu mnie zostawiły? Rano wybiegłam z
jaskini, nie patrzyłam gdzie biegnę, łzy leciały mi z oczu. Gdy
znalazłam się już daleko od wszystkich, usiadłam przy jakimś
krzaku i płakałam i płakałam. Kiedy już skończyłam popatrzyłam
sobie na las. Byłam taka zła i taka smutna
-
Dlaczego ja! Dlaczego znowu i zawsze ja! - wykrzyczałam i zaczęłam
kopać pień drzewa ze złości. Gdy już się troszeczkę uspokoiłam
pomyślałam ze pójdę do Lufi. I pobiegłam.
-
O, Flija co tutaj robisz? - zapytała Lufi kiedy wbiegłam do jaskini
-
Afenne i Shan zniknęły i nie ma ich od wczoraj i nie wiem gdzie są!
- powiedziałam jednym tchem i poczułam że łzy znowu chcą mi
napłynąć do oczu. Lufi wyraźnie się zaniepokoiła po moich
słowach, podeszła do mnie i przytuliła mnie
-
Nie bój się, wszystko jakoś się ułoży. - potem dała mi coś do
jedzenia i powiedziała żebym się przespała, bo jestem zmęczona.
Nie mogłam zasnąć, dopiero po pewnym czasie zasnęłam.