czwartek, 20 czerwca 2013

Od Ariel

Wciąż na wyprawie, prawie uczucie bez celu, a jednak. Czy go znajdę? Wciąż to pytanie krążyło po mojej głowie.Jednak wolałam być optymistą i wiedzieć iż go znajdę. Wpadłam na pewien pomysł:
Mogłabym przelecieć nad górą, do której niejednokrotnie się zapuszczałam, gdy jeszcze nie należałam do żadnej watahy!
Wzbijając się w powietrze, skierowałam się w stronę góry. Nie chciałam na nią wchodzić, wiadomo jakie to ryzykowne! Karzdy kto postawił na niej swoją łapę, najczęściej niewracał.
Wylądowałam na powierzchni, wierzchołku góry. Przez chwilę wiatr dotykał mojej sierści,
a następnie rozwiewał ją delikatnym a także chłodnym powiewem. Po chwili rozglądnęłam się. Zawyłam głośno, unosząc głowę w górę! Zaczęłam nasłuchiwać odpowiedzi. Jednak do mych uszu dotarł tylko szelest wiatru. Opuściłam głowę i zamknęłam oczy. Postanowiłam zejść. Wiatr się wzmacniał, a drzewa zaczynały uginać się pod jego siłą. Rozłorzyłam skrzydła i gwałtownie uderzyłam nimi o powietrze. Nagle wiatr uderzył mną o krawędź góry. Wtedy niezdążyłam się już niczego przytrzymać.
Zaczęłam spadać! Jednym ze skrzydeł nie mogłam ruszać, bolało mnie.
Nagle uderzyłam o twardą ziemię. Nie straciłam przytomności, ale byłam bez silna, wtedy zamknęłam oczy.