Na następny
dzień, obudziłam się. Skrzydło już miałam zagojone, mogłam bez przeszkód
wzbić się w powietrze, no prawie bez przeszkód. Spojrzałam na Vezina,
który jeszcze spał. Pomyślałam iż zostawię go tutaj, a sama odlecę. Ach,
gdybym była starsza niż prahato najmłodsza nastolatka, za pewne by się
udało! Ale Vezin nie był dla mnie najzwyklejszym wężem. Po krótkiej
chwili namysłu, postanowiłam go obudzić. Trąciłam go pyszczkiem. Ten
ockną się.
- Vezin posłuchaj, jak chcesz ze mną iść...
Przez chwilę patrzył na mnie, jakby trochę zagubiony we własnych myślach. Jednak po chwili rzekł:
- Ja mogę iść, a co mi tam! - Oczy węża były radosne, jakby wiedział, iż dobrze wybrał.