wtorek, 27 listopada 2012

Od Cordelii

Bycie ofiarą to nie jest najlepsza sytuacja dla wilka. Zwłaszcza jeżeli goni Cię dzisiejsze śniadanie. Przed rogami leśnej krowy nawet bóg Cię nie uchroni. Tak zwykł mawiać pewien mądry wilk. No dobra ale co mi z tego skoro nie wiem na co ona się tak uwzięła. Chciałam tylko skosztować jej uda, żebra... no i ogólnie ją zjeść. Nie widzę powodów do złości. To ja tutaj mam kły nie ona. Ale los bywa przewrotny. Nawet drzewa nie są po mojej stronie zresztą po stronie jelenia też. Dlatego by zwiększyć szanse swojej ucieczki wbiegam na polanę i dzięki wysokiej trawie udało mi się umknąć niemalże niezauważalnie do drugiego lasu. Jeleniowi najwidoczniej ta zabawa się znudziła gdyż już nie słyszalnym jego kopytek. Przynajmniej tyle z mojego szczęścia. Wędrując po lesie zauważyłam dwie warte uwagi rzeczy. Po pierwsze - wodospad. Od razu zaczęłam łapczywie pić życiodajny płyn gdy tylko się do niego zbliżyłam. A po drugie, można było wyczuć zapach sfory lub raczej watahy. Kolejne niemiłe doświadczenie jak na dzisiejszy dzień. Nie chciałam wdawać się w konflikt, ponadto nikt nie lubi być obserwowanym a tak się właśnie czułam. Rzecz jasna nie byłam na swoim terenie a oni tak. Nie zrażając się, powolnym krokiem zmierzałam w głąb lasu z nastawionymi uszami. Tak się skupiłam na odgłosach lasu, że nie spostrzegłam iż moje łapy poniosły mnie aż przed jaskinię. Trochę głupie jednak prawdziwe, ale dam sobie pazury obgryźć, że to jest ich schronienie. Od tych nowych zapachów, aż nos zaczął mnie łaskotać na co instynktownie - kichnęłam.
- No nie... - A ja tak się starałam by być cicho! No dobra nie przywiązywałam do tego zbytniej wagi ale zawsze można stwarzać pozory, prawda? Byleby sensowne.
- Zgubiłaś się czy podziwiasz architekturę jaskini? - powiedziała młoda, właśnie wychodząca z jaskini wilczyca. Na alfę to nie wygląda ale prawda bywa myląca tak jak z tą krową leśną. No kto by przypuszczał, że śniadanie mnie zaatakuje.
- A co? To znaczy, podziwiam! Ten materiał, ta skała jest taka majestatyczna, że aż dech zapiera i w ogóle. No ten, sama tu mieszkasz? - Powoli cofałam swoje łapy w przeciwnym kierunku niż do wilczycy. Nie wyglądała na groźną raczej... na miłą. Szkoda, że basior który stał za mną taki nie był. Jak tylko na niego wpadłam od razu odskoczyłam od niego i uśmiechnęłam się przyjaźnie przynajmniej chciałam by tak to wyglądało. A jak wyszło? Oprócz tego, że dziwnie to nie wiem, ale na pewno wystarczająco by zepsuć pierwsze wrażenie.
- No cześć. Widzę dziewczyno, że sama tu nie jesteś - Nie powiem wilk poraził mnie wzrokiem mordercy nr. 59 czyli przeciwko intruzom. Moja sytuacja bajkowo nie wyglądała.
- Mów mi Bejla, jestem samicą alfa tutejszej watahy, a to jej samiec alfa - Zeus. - Dobra pierwsze lody przełamane. Teraz tylko... a może warto spróbować? Tak pierwszy raz w życiu gdzieś przynależeć. Nie zastanawiając się długo odparłam. - Milo mi poznać, jestem Cordelia. Jeden z licznych włóczęg na tym świecie.
- Licznych? - zapytał wilk śmiesznie unosząc prawą brew.
- Włóczęga? - zapytała wilczyca. Jeżeli chodzi o zadawanie pytań to mają niezłą synchronizację.- Słuchaj nie wyglądasz... - o nie, nie, nie. Nie dam jej dokończyć. Nie teraz.
- Zanim skończysz swoją wypowiedź, chciałabym... wiem, że to tak głupio na początku naszej znajomości ale chciałabym dołączyć do waszej watahy, jeżeli nie macie nic przeciwko! Jestem uzdrowicielem, mogę się na coś przydać! Wiem, że mnie nie znacie ale...
- Słucham? - jedno słowo basiora sprowadziło mnie na ziemię. Dosłownie. Położyłam się na trawie ukazując swoją skruchę.
- Proszę... nie chcę być sama - delikatny uśmiech obojga i pomocna łapa Bejli, nie oznaczały "spoko, nie ma sprawy" ale "dobrze, dołącz do nas. Są tu pewne zasady których łamać Ci nie wolno i które musisz szanować". Uśmiechnęłam się szeroko, przynajmniej na tyle na ile pozwalały mi moje szczęki.
I tak oto dołączyłam do watahy Błękitnego Nieba. Pierwszej w moim krótkim życiu.